+1
Dariusz Stefaniak 31 maja 2014 01:38
Na Muzeum Techniki należałoby spokojnie poświęcić cały dzień. My aż takiego komfortu nie mieliśmy. Mielismy jednak dość sprecyzowane oczekiwania, co znacznie ułatwiło sprawę. Chcielismy bowiem przede wszystkim zobaczyć ekspozycję poswięconą Leonardowi da Vinci. Mediolańskie muzeum ma ponoć największą na świecie kolekcję modeli machin zaprojektowanych przez geniusza renesansu. I rzeczywiście – wystawa robiła wrażenie. Niektóre konstrukcje wyraźnie wyprzedzały swoją epokę. Jak chociażby ten bocznokołowiec, napędzany siłą ludzkich mięśni, chyba nigdy nie zrealizowany, a który to patent był szeroko wykorzystywany trzy stulecia później, w wieku pary.
Mnie poruszyły jeszcze kopie jego prac z anatomii człowieka, którym poświęcona była inna część wystawy. Nie wiem czy stanowiły one przełom w poznawaniu ludzkiego ciała, ale rysunki mogłyby z powodzeniem stanowić część podręczników wydawanych w następnych epokach.
Najwiekszym jednak zaskoczeniem dla mnie była kopia… „Ostatniej Wieczerzy”. Nasze starania by zobaczyć jedno z najsłynniejszych dzieł mistrza zostaly więc częściowo zaspokojone. Samo obejrzenie to jednak nie wszystko. Niespodzianką było to, jak bardzo ów obraz róznił się od tego, który znamy. Chrystus oraz dwunastu apostołów, jakich znam z licznych reprodukcji są bowiem tylko częścią owego malowidła. Zajmują jego centralną część, lecz zarówno w tle jak i po bokach widać krzątające się inne osoby! Ktoś niesie półmiski z jadłem, kto inny nalewa z dzbana wino (albo wodę)… Co ciekawe, te postacie znajdują się przed stołem (chociaż po bokach, nie zasłaniając go), a więc niejako na pierwszym planie. Żałuję, że panujący półmrok nie pozwolił mi sfotografować tego obrazu. Nie mogłem też z wiadomych wzgledów skonfrontować go z oryginałem. I teraz nie wiem, czy to, co znajduje się w muzeum techniki to jedna z wersji dzieła, czy też to, co się nam oferuje, jest jedynie ocenzurowaną wersją – prezentacją centralnej części, czyli stołu, Chrystusa oraz apostołów, z pominięciem nieistotnej z punktu widzenia religii reszty znajdujacej się w otoczeniu zasadniczej sceny. Szperałem po internecie i nic nie znalazłem. Wszedzie tylko ten powszechnie znany obraz, a informacje, standardowe, powielają się. Mówi się, że jesli czegoś nie ma w internecie, to to nie istnieje. Zaczynam więc coraz bardziej wątpić w swoje zmysły, czy aby nie doznałem jakiejś halucynacji. Niestety, wydzieram strzępy czasu nawet na pisanie bloga, a co dopiero mówić o głębszych poszukiwaniach doyczących intrygujacej kopii.
Czy coś łączy genialnego Leonarda z tworzywami sztucznymi? My połączyliśmy. Mając ograniczony czas zwiedzania, zdecydowaliśmy, że nastepną (i zarazem ostatnią) ekspozycją, jaką obejrzymy, będzie ta poświęcona właśnie tworzywom sztucznym. Polimery to bowiem pasja Pauliny, która nie mogła odmówić sobie przyjemności rzucenia na nią okiem. Dla mnie była to też krótka wedrówka w czasie, w trakcie której dowiedzialem się o kolejnych odkryciach dostarczającyh nowych, niezwykłych materiałów, bez których trudno wyobrazić sobie dzisiejszy świat.
Dzień zakończyliśmy (niemal tradycyjnie) wizytą na dworcu głównym , który tak mnie zachwycił. Z daleka nie robi wrażenia. Oczywiscie rzuca się w oczy szara, ogromna bryła konstrukcji z piaskowca, lecz zdaje się trochę bezkształtna, jakby niedokończona.
To, co zapiera dech, to dopiero wnętrza. Już sama przestrzeń pod ogromnymi arkadami, świetliki w dachu, zejście do metra tworzą zupełnie inny klimat, niż to co widać z zenątrz.
A potem są ogromne schody wiodące na poziom peronów. Pod nimi zaś wejście do eleganckiego pasażu handlowego i kas. Schody są monumentalne, jak cały dworzec. Wiodą hen wysoko podobnie jak w znanych chociażby z filmów wielkich dworcach amerykańskich, z czasów złotego wieku kolei na tamtym kontynencie.
Na poziomie peronów znów ogromna przestrzeń, znów świetliki w dachu i bogato zdobione, funkcjonalne wnętrza.
Ponieważ nie jest to t.zw. dworzec przelotowy, lecz dobiegające tam tory kolejowe kończą się, nie potrzeba dodatkowych tuneli ani pomostów aby przejść z peronu na peron. Z owego eleganckiego hallu można wyjść wprost na dowolny z nich.
Kończył się weekend. W poniedziałki większosć muzeów w Mediolanie jest nieczynna, więc zaplanowalismy więcej spacerów bez celu, na listę punktów obowiązkowych wpisując jedynie La Scalę oraz Duomo (dach katedry widzieliśmy co prawda już w sobotę, lecz z powodu mszy mozliwości zwiedzania wnętrza podczas weekendu były mocno ograniczone).

c.d.n.

Dodaj Komentarz